Lider był już praktycznie na deskach, stąd remis satysfakcji nie daje

W meczu 18. kolejki rozgrywek III ligi (grupa 3), Ślęza Wrocław zremisowała z LKS-em Goczałkowice Zdrój 2:2.

 

Kibice, którzy licznie zasiedli na trybunach stadionu na Kłokoczycach, byli świadkami widowiska, które z całą pewnością przewyższało trzecioligowy poziom. Zakończyło się ono podziałem punktów. Czy sprawiedliwym ? Zdania w tej kwestii mogą być podzielone, ale my powiemy, że odczuwamy ogromny niedosyt.

Ślęza bardzo dobrze rozpoczęła to spotkanie, bowiem już w 1 min. znakomitą szansę na otwarcie wyniku miał Piotr Stępień i niestety, posłał piłkę obok słupka. Ten sam piłkarz w 12 min. miał kolejną świetną okazję, lecz i tym razem gdy przelobował bramkarza, futbolówka ominęła światło bramki. W kolejnych minutach dłużej przy piłce utrzymywali się goście, ale z ich klepania piłki między sobą niewiele wynikało, bo czujne grający wrocławianie nie pozwalali im na wiele w okolicach swojego pola karnego. Pierwszą okazję LKS miał dopiero w 27 min. gdy tuż przed Piotrem Zabielskim znalazł się Przemysław Mońka i przegrał pojedynek z bramkarzem 1KS-u. Minutę później, nieźle z dystansu przymierzył Łukasz Hanzel, ale nie na tyle dobrze, by choć trochę zaskoczyć tym uderzeniem Zabielskiego. Ślęza tymczasem wyczekiwała na swoją okazję i taka nadarzyła się w 38 min, gdy po wrzutce z lewej strony, piłka wylądowała pod nogami Huberta Muszyńskiego, a ten umieścił ją w siatce.

Druga połowa rozpoczęła się dla nas w najgorszy możliwy sposób, bowiem w 47 min. mocnym strzałem do wyrównania doprowadził Damian Furczyk. Wrocławianie szybko otrząsnęli się po straconym golu i ruszyli w poszukiwanie swojego drugiego trafienia. W 55 min. niewiele brakowało, by po dośrodkowaniu Muszyńskiego, piłkę do własnej bramki skierował Dominik Zięba. Chwilę potem, po główce Adama Samca, palcami piłkę na poprzeczką zdołał przenieść Patryk Szczuka, czego nie zauważył arbiter, wskazując na piątkę. Trener Grzegorz Kowalski w międzyczasie dokonał roszad w składzie, a jeden z wprowadzonych zawodników, Mateusz Stempin w 66 min. dośrodkował piłkę w okolice pola karnego, ta spadła pod nogi Łukasza Piszczka, który zgrał ją do Stępnia, a lider klasyfikacji strzelców, soczystym uderzeniem ponownie wyprowadził żółto-czerwonych na prowadzenie. Czas upływał, i choć goście znów uzyskali optyczną przewagę, to nie mieli jednak pomysłu, jak sforsować się dobrze przesuwającą się w grze defensywnej Ślęzę. Niestety, to co najgorsze na mogło spotkać, wydarzyło się w 88 min. Do tej minuty wrocławianie ani razu nie faulowali w okolicach swojej szesnastki, a ten pierwszy raz nastąpił właśnie w 88 min. Do rzutu wolnego podszedł Mońka i choć jego uderzenie można uznać za bardzo dobre, to też, że piłka ugrzęzła w siatce, było również skutkiem złego ustawienia Zabielskiego w bramce. Ślęza mogła ten mecz jeszcze wygrać, bowiem zaraz po wznowieniu gry, po świetnej akcji na czystej pozycji znalazł się Mikołaj Wawrzyniak, a czemu zamiast strzelać, zdecydował się podawać, wie tylko on. Kolejna okazja miała miejsce już w doliczonym czasie, gdy po dośrodkowaniu z lewej strony, Afonoso o milimetry minął się z piłką. Niestety, po chwili sędzia odgwizdał koniec meczu, którego wynik już się nie zmienił.

Nasi piłkarze zagrali dziś bardzo dobre spotkanie, a mimo to schodzili z boiska strasznie niezadowoleni i źli na siebie, że nie udało im się pokonać rywala, którego mieli już praktycznie na deskach. Cóż możemy więcej powiedzieć ? Chyba tylko szkoda, bardzo szkoda.

Na koniec tej relacji poświęćmy kilka słów Łukaszowi Piszczkowi. Około 80 min. nie atakowany przez nikogo, tak nieszczęśliwie upadł, że wydaje się, że doznał dosyć poważnej kontuzji. Mimo to, po zakończeniu meczu pokazał on wielką klasę. Czekało na niego bowiem mnóstwo, zwłaszcza młodych kibiców, z nadzieją na autograf, a ten wspaniały piłkarz, mimo że mocno cierpiał, siedząc na krześle przez 40 minut cierpliwie podpisywał koszulki, piłki i karteczki podsuwane mu przez fanów. Wielki szacunek Panie Łukaszu. Życzymy szybkiego powrotu do zdrowia i na boisko.

ŚLĘZA WROCŁAW – LKS GOCZAŁKOWICE ZDRÓJ 2:2 (1:0)

1:0 Muszyński 38′
1:1 Furczyk 47′
2:1 Stępień 66′
2:2 Mońka 88′

Ślęza – Zabielski, Hampel (61’Stempin), Bohdanowicz (90+1’Traczyk), Hawryło, Vinicius (61’Wawrzyniak), Stępień, Niewiadomski, Samiec, Muszyński, Tomaszewski, Kluzek (90+1’Afonso)
rezerwa – Wąsowski, Krukowski, Fediuk
nieobecni – Pisarczuk, Kotyla (kontuzje)
LKS – Szczuka, Mońka, Zięba, Furczyk, Ćwielong, Gemborys (76’Grygier), Matuszczyk, Magiera (71’Nowak), Hanzel, Kazimierowicz (46’Jonda), Piszczek (82’Bęben)
rezerwa – Mrzyk, Szendzielorz, Dokudowiec

Sędziowali – Paweł Łapkowski (Świebodzin) oraz Sebastian Chudy i Michał Kramski
Żółte kartki : Bohdanowicz, Muszyński – Zięba
Widzów – 800