Punkt, który po takim meczu cieszy, ale niedosyt też pozostał
W rozegranym w Lubinie meczu 7. kolejki rozgrywek III ligi (grupa 3), Ślęza Wrocław zremisowała z rezerwami miejscowego Zagłębia 1:1.
Gdy w meczu, w którym stroną dominującą byli gospodarze, a kończy się on remisem, to ze zdobytego punktu powinniśmy być zadowoleni, ale gdy traci się gola już w doliczonym czasie, to zawsze pozostaje duży niedosyt. Ślęza grała dziś z znakomicie dysponowanym rywalem, który choć może na to nie wskazuje miejsce w tabeli, był najlepszym zespołem z jakim w tym sezonie mierzyli się żółto-czerwoni. Zgodnie z przewidywaniami w miejscowej drużynie znalazło się kilku zawodników z kadry pierwszego zespołu, a 1KS musiał sobie radzić bez znakomicie dysponowanego w początkowej fazie sezonu, Macieja Matusika.
Nieliczna publiczność oglądająca to spotkanie, była świadkami widowiska stojącego na wysokim poziomie, a choć wielu piłkarzy zagrało w nim znakomicie, to na najwyższą notę zasłużył Piotr Zabielski, który popisał się kilkoma fantastycznymi interwencjami.
W pierwszej połowie zdecydowanie dominowali gospodarze. Zepchnęli oni wrocławian do głębokiej defensywy, a przy tym swoje akcje rozgrywali w bardzo dobrym tempie. Już pierwsze minuty mogły wskazywać, że Zagłębie II wygra to spotkanie pewnie i wysoko. Długimi momentami wrocławianie mieli problemy z przekroczeniem linii środkowej i praktycznie całą swoją uwagę musieli skupić na rozbijaniu niezwykle groźnych akcji lubinian. Czynili to z dużą ofiarnością, ale nie zawsze udawało im się zapobiec sytuacjom, mogącym przynieść prowadzenie Zagłębiu. Pierwsza z nich miała miejsce tuż po rozpoczęciu meczu, gdy do interwencji zmusił Zabielskiego, groźnie uderzając Paweł Żyra. Kilka chwil potem golkiper Ślęzy z powodzeniem poradził sobie z niezła próbą z rzutu wolnego Dominika Więcka. W 9 min. Mateusz Stempin zatrudnił Kacpra Bieszczada, a jak się potem okazało, był to jedyny strzał oddany przez Ślęzę w pierwszej odsłonie. Za to w 10 min. wydawało się, że gospodarze muszą już objąć prowadzenie, gdy sam przed bramką Ślęzy znalazł się Marcin Gołębiowski. Gola jednak nie było, bo po strzale zawodnika gospodarzy, piłkę trącił Zabielski, a następnie z pustej już bramki zdołał ją wyekspediować Maciej Tomaszewski. I tak już do samej przerwy, Zagłębie mocno nacierało i stwarzało sobie kolejne okazje, a najlepszych z nich nie wykorzystał trzykrotnie Kacper Chodyna.
Gdy sędzia zakończył pierwsze 45 minut głęboko odetchnęliśmy, mówiąc przy tym, że przetrwaliśmy. Zdawaliśmy sobie jednak sprawę, że w grze żółto-czerwonych musi coś się zmienić, bo samą, choćby najbardziej ofiarną grą w obronie, o korzystny rezultat może być niezwykle trudno. I do takiej metamorfozy żółto-czerwonych doszło. Zaczęli oni grać ofensywniej, a że i miejscowi też nie przestali czynić starań o zdobycie gola, to kibice oglądali jeszcze lepsze widowisko niż przed zmianą stron. Tuż po wznowieniu gry zaskakująco uderzył spoza pola karnego Robert Pisarczuk, a piłka trafiła w słupek, by po odbiciu się od niego wylądować pod nogami Mateusza Stempina, którego dobitka była niestety niecelna. W 55 min. znów w głównej roli wystąpił Zabielski, parując na róg, groźny strzał Łukasza Soszyńskiego. W rewanżu będący na czystej pozycji Szymon Lewkot nie trafił w bramkę. O ile piłkarze dobrze wywiązywali się z powierzonych im ról, to zdecydowanie najgorszym aktorem w tym widowisku był, nie czujący zupełnie gry i bardzo drobiazgowy arbiter. W 72 min. popełnił on największy błąd w tym meczu. Po dośrodkowaniu w pole karne, w walce o piłkę Piotr Kotyla sfaulował bramkarza i sędzia słusznie użył gwizdka. Na tym ta sytuacja się jednak nie skończyła, bowiem Bieszczad sam postanowił wymierzyć sprawiedliwość i wstającego z murawy piłkarza Ślęzy, z premedytacją potraktował od góry łokciem. Za to przewinienie ewidentnie należała się czerwona kartka, a Szymon Grabara sięgnął tylko po żółtą. W 80 min. wrocławianom dopisało szczęście, gdy po główce Jakuba Sypka, futbolówka w niewielkiej odległości minęła słupek. Z kolei ze strzałem Bartosza Białka poradził sobie wrocławski golkiper. W 86 min. z lewej strony w pole karne dośrodkował Kotyla, a najwyżej do piłki wyskoczył Kornel Traczyk i fantastycznym uderzeniem głową posłał ją do siatki. Ślęza prowadziła, ale nie dane było wrocławskiej drużynie cieszyć się ze zwycięstwa, bowiem w doliczonym czasie do wyrównania doprowadził Białek.
Po takim meczu, możemy naszym piłkarzom bardzo podziękować. Dali oni z siebie wszystko. Panowie szacun dla was.
ZAGŁĘBIE II LUBIN – ŚLĘZA WROCŁAW 1:1 (0:0)
0:1 Traczyk 86′
1:1 Białek 90+2′
Zagłębie II -Bieszczad, Borkowski, Kruk, Oko, Bogacz, Soszyński, Gołębiowski (78’Sypek), Więcek (78’Mach), Białek, Żyra, Chodyna.
rezerwa – Kuchta, Lepczyński, Laskowski, Witsanko, Warpas.
Ślęza – Zabielski, Stempin (65’Tragarz), Kotyla (90+1’Wdowiak), Bohdanowicz (46’Lewkot), Traczyk, Pisarczuk, Dyr, Niewiadomski, Muszyński, Tomaszewski, Niemienionek (86’Ahmed)
rezerwa – Koziarz, Gil, Repski
Sędziowali – Szymon Grabara (Sosnowiec) oraz Marcin Kwiecień i Andrzej Zawiślak.
Żółte kartki – Bieszczad, Borkowski, Soszyński (Zagłębie II), Stempin, Kotyla, Dyr, Niewiadomski, Tomaszewski (Ślęza)
Widzów – 50