Zwycięska droga przez mękę

W rozegranym w Zielonej Górze meczu 32. kolejki III ligi (grupa 3), Ślęza Wrocław wygrała z miejscową Lechią 3:1.

 

 

Tytułowa droga przez mękę odnosi się do pierwszych 45 minut w wykonaniu zespołu Ślęzy. W żadnym z dotąd rozgrywanych spotkań, nasi piłkarze nie prezentowali się tak kiepsko jak w sobotę w Zielonej Górze. Z pełną świadomością możemy powiedzieć, że była to najgorsza połowa 1KS-u w obecnym sezonie. Jakie były przyczyny tak słabej gry ? Na pewno jedną z głównych z nich był brak reżyserów Ślęzy, jakimi w tym sezonie są Filip Olejniczak i Robert Pisarczuk. Gdy wcześniej z jakiś powodów brakowało jednego z nich, to gra jeszcze jakoś wyglądała, ale gdy zabrakło obu, to reszta drużyny długo nie mogła sobie z tym poradzić. Filip, podobnie jak Piotr Kotyla i Macieja Tomaszewski nie zagrał z powodu kontuzji, a Robert musiał pauzować za kartki. Szukając kolejnych przyczyn słabej gry w pierwszej połowie trzeba też zwrócić uwagę na warunki atmosferyczne, a zwłaszcza sprzyjający w pierwszej odsłonie gospodarzom, porywisty wiatr. Na nasze szczęście miejscowi też nic wielkiego nie zaprezentowali, zapisując na swoim koncie jednego gola, którego wrocławianie tak naprawdę strzelili sobie sami.

Początkowe fragmenty spotkania to rwana gra obydwu zespołów i brak sytuacji podbramkowych. Z biegiem czasu lekką przewagę zaczęli uzyskiwać gospodarze. W 12 min.z bliska uderzył Przemysła Mycan, ale Piotr Zabielski nie dał się zaskoczyć. W 19 min. Lechia miała kolejną okazję, lecz jeden z jej piłkarzy niecelnie główkował po dośrodkowaniu z rzutu rożnego. Przez dosyć długi okres, na boisku nie wydarzyło się nic wartego odnotowania. Przełom w tym marazmie nastąpił dopiero w 38 min. gdy Mikołaj Wawrzyniak minimalnie się pomylił strzelając z rzutu wolnego. Pierwsza odsłona zbliżała się do końca, gdy w 41 min. Hubert Muszyński wycofał piłkę do Zabielskiego, a ten zamiast ją wybić, starał się ją opanować, co skończyło się tym, że doskoczył do niego Mycan i umieścił piłkę w siatce.

Po przerwie z minuty na minutę zaczęliśmy obserwować coraz lepszą grę wrocławian. Już w 46 min. doskonałą okazję do wyrównania zmarnował Jakub Bohdanowicz, fatalnie uderzając głową. W 56 min. „setki” nie wykorzystał Piotr Stępień, wpierw trafiać z bliska w bramkarza, a przy dobitce przeniósł piłkę nad poprzeczką. Ślęza przeważała, a zielonogórzanie od czasu do czasu próbowali się odgryzać, jak choćby niecelnym strzałem z dystansu Sebastiana Żukowskiego, lub też gdy inny z nich bez powodzenia próbował zaskoczyć Zabielskiego strzałem głową. W 70 min. Ilan Rappoport na środku boiska brutalnie sfaulował jednego z piłkarzy Ślęzy. Trochę byliśmy zaskoczeni, że arbiter pokazał mu tylko żółtą kartkę, ale po chwili, chyba po konsultacji ze swoim asystentem, zmienił zdanie i po wycofaniu żółtej, wyciągnął z kieszonki kartkę czerwoną. Od tego momentu grająca w przewadze Ślęza w praktyce nie opuszczała połowy Lechii. Napór wrocławian przyniósł skutek w 78 min. Po pierwszym strzale Tomasza Dyra piłka odbiła się od obrońcy, ale po drugim ugrzęzła już w siatce. Na fetowanie gola czasu nie było, bowiem jeden punkt to nie była zdobycz zadowalająca żółto-czerwonych, z ust których słyszeć można było słowa – panowie, gramy swoje i idziemy po drugą. I rzeczywiście, goście ruszyli jeszcze mocniej. Próby Jakuba Gila i Muszyńskiego były jeszcze niecelne, ale w 82 min. mieliśmy już pełne powody do satysfakcji. Piłkę z autu wrzucił Mateusz Stempin, jej lot głową przedłużył Stępień, a do bramki wpakował ją Kornel Traczyk. Końcowy rezultat ustalił już w doliczonym czasie Gil.

Łatwo jest wygrywać, gdy wszystko na boisku się układa, ale gdy tak się nie dzieje, a mimo to zapisuje się na swoim koncie komplet punktów, tym bardziej trzeba go cenić.

Na koniec tego sprawozdania pragniemy podziękować trenerowi Lechii za troskę o zdrowie naszych piłkarzy. W samej już końcówce, gdy po faulu na boisku leżał Stempin, zielonogórski szkoleniowiec krzyknął do niego – wstawaj, bo się przeziębisz. Rzeczywiście murawa była mokra i o przeziębienie nie było trudno. Ta troska wynikała chyba z doświadczenia trenera, bowiem do momentu gdy Lechia prowadziła, nie reagował on na to, że dłużej i częściej na tej mokrej murawie leżeli jego podopieczni, i być może przez to się przeziębili.

LECHIA ZIELONA GÓRA – ŚLĘZA WROCŁAW 1:3 (1:0)

1:0 Mycan 41′
1:1 Dyr 78′
1:2 Traczyk 82′
1:3 Gil 90+1′

Lechia – Fabisiak, Ostrowski, Żukowski, Maćkowiak (72’Król), Małecki, Rappoport, Kaczmarczyk, Mycan (44’Sowiński), Babij, Kocik, Ekwueme (73’Athenstadt)
rezerwa – Sieracki, Budziński, Wieczorek, Cygan
Ślęza – Zabielski, Stempin, Bohdanowicz (72’Bialik), Wawrzyniak (46’Gil), Traczyk, Dyr, Afonso (72’Palacios), Stępień, Samiec, Muszyński, Kluzek.
rezerwa – Adamczyk, Krukowski, Flarski, Vinicius

Sędziowali – Łukasz Sowada (Opole) oraz Wojciech Białowąs i Filip Kurasadowicz.
Żółte kartki – Żukowski, Kocik – Traczyk, Samiec
Czerwona kartka – Ilan Rappoport (71 min).
Widzów – około 100