Ślęza sezon 2024/25 – To nie tak miało być

Za nami trzynasty z rzędu sezon zespołu Ślęzy Wrocław w rozgrywkach III ligi.

 

Ślęza Wrocław przyzwyczaiła nas do tego, że praktycznie w każdym sezonie zalicza się do zespołów ścisłej czołówki i włącza się do rywalizacji o awans. Kilka razy była tego blisko, ale zawsze czegoś zabrakło. Mieliśmy jednak nadzieję, że i w sezonie 2024/25, 1KS zaliczać się będzie do grona zespołów rywalizujących o najwyższe cele. Tak jednak nie było, a w pewnym momencie żółto-czerwonej drużynie zajrzało w oczy widmo spadku.

O tym jak wyglądała runda jesienna pisaliśmy tak –

Strata 9 pkt do lidera i 7 pkt do plasującej się na 2 miejscu Cariny nie wydawała się tak duża, by nie można było pomyśleć o jej odrobieniu, tym bardziej, że Ślęza miała o jeden mecz rozegrany mniej, w porównaniu z resztą stawki. Pomóc w rywalizacji o wyższe cele miały zmiany w kadrze drużyny. W zimie nikt z najbardziej w niej znaczących postaci nie opuścił 1KS-u. Za to pozyskano grupę zawodników, którzy z założenia mieli być jej wzmocnieniem. Do Ślęzy powrócił Vinicius, a oprócz niego w kadrze znaleźli się Brazylijczyk Kaique, zawodnik z Finlandii Kirill Bulat oraz Przemysław Toboła. Czy ci piłkarze okazali się wzmocnieniem, czy tylko uzupełnieniem kadry ? Teraz wydaje się, że raczej to drugie.

Dużo o tym na co stać będzie żółto-czerwonych miał pokazać początek wiosennych zmagań. Już w pierwszym meczu nadarzyła się okazja do zmniejszenia strat do Cariny. Niestety, mimo że wrocławianie byli lepsi w tym starciu, zakończyło się ono bezbramkowym remisem. Tydzień później Ślęza przegrała w Goczałkowicach, ale wciąż jeszcze mieliśmy nadzieję, że naszą drużynę stać na coś więcej. Aby miało tak się stać, potrzebne były zwycięstwa, a tymczasem Ślęza zanotowała serię pięciu remisów z rzędu, a co gorsza po tej serii przegrała na własnym boisku z rezerwami Górnika, co w praktyce oznaczało, że zamiast w górę tabeli, z niepokojem zaczęliśmy spoglądać w jej dolne rejony, mając w głowach myśl, że z naszej grupy spaść może nawet siedem ostatnich zespołów, a przewaga 1KS-u nad strefą spadkową została mocno zredukowana. Ślęza bardzo źle spisywała się zwłaszcza na własnym boisku, na którym nie dosyć, że nie potrafiła wygrać, to też długo nie potrafiła strzelić bramki. Nasze nastroje troszkę poprawiły się po pierwszym wiosennym zwycięstwie w Turzy Śląskiej, i to zwycięstwie bardzo efektownym, bo 7:3. Potem jednak znów dobrze nie było. Remis (oczywiście 0:0) u siebie z Karkonoszami, porażka na Oporowskiej (przy wydatnej pomocy arbitra) z rezerwami Śląska i porażka na własnym boisku z MKS-em aż 0:3, sprawiły, że sytuacja 1KS-u stała się już dramatyczna. Jadąc do Katowic, na mecz 30. kolejki wiedzieliśmy, że ewentualna porażka może pogrążyć nasz zespół. Na szczęście Ślęza wygrała 1:0. O spokoju wciąż jeszcze mowy by nie mogło. Następne starcie z mającym nóż na gardle Stilonem było niezwykle ważne. Jego początek był znakomity, a co najważniejsze, Ślęza wreszcie, po 543 minutach odczarowała obiekt na Kłokoczycach, bo tyle minut czekaliśmy na nim na bramkę strzeloną przez żółto-czerwonych. Gdy po kwadransie 1KS prowadził już 2:0, wydawać się mogło, że nic złego w tym spotkaniu stać się już nie może. Tymczasem gorzowianie doprowadzili do remisu, i dopiero po dramatycznej końcówce i golu strzelonym w 5. min.doliczonego czasu, mogliśmy się cieszyć z pierwszego zwycięstwa wiosną na własnym obiekcie, a przede wszystkim z jakże cennego kompletu punktów. W kolejnych dwóch meczach Ślęza grała ze spadkowiczami i miała obowiązek w nich wygrać, co też uczyniła. Porażka w ostatnim meczu w Bytomiu Odrzańskim, choć nie mająca już żadnego wpływu w kwestii utrzymania, chluby naszej drużynie nie przyniosła.

To nie był sezon o jakim marzyliśmy, ale też nie szukając usprawiedliwień, warto zauważyć z jak wielkimi problemami kadrowymi musiał się mierzyć trener Grzegorz Kowalski. Nie będziemy tu wspominać o pauzach spowodowanych kartkami, bo to rzecz normalna, ale plaga problemów zdrowotnych jaka dopadła naszą drużynę była dużych rozmiarów. Co gorsza te problemy dosięgły przede wszystkim bardzo istotnych dla drużyny zawodników. Już w 22. kolejce w Zielonej Górze poważnego urazu, wykluczającego go do końca sezonu doznał Mikołaj Wawrzyniak. Tydzień później (23 kolejka) swój ostatni mecz w żółto-czerwonych barwach rozegrał Paweł Wojciechowski. Wypadły zatem dwa jakże ważne ogniwa zespołu. To jednak nie był jeszcze koniec problemów, bo w ostatnich sześciu meczach zagrać nie mógł Maciej Drzymkowski, a co jeszcze gorsze, w końcówce sezonu, gdy toczyła się rywalizacja o utrzymanie, Ślęza straciła kolejnego ze swoich liderów, czyli Roberta Pisarczuka. Wcześniej też rozwiązane zostały kontrakty z Ihorem Vandą i Kirillem Bulatem. O drobniejszych urazach, które na krótszy czas eliminowały z gry innych zawodników, nie będziemy już wspominać.

Po tym jak z gry wypadli najbardziej doświadczeni zawodnicy, duża odpowiedzialność spadła na tych najmłodszych, a tych jak i w poprzednich sezonach, tak też i w tym w zespole Ślęzy nie brakowało. W 1KS-e w zakończonych rozgrywkach zobaczyliśmy m.in. Karola Chmielewskiego (rocznik 2009), Kacpra Kozioła (2008), Sebastiana Jezierskiego, Błażeja Bagińskiego i Bartosza Tyczkę (2007)  oraz dziewięciu zawodników z roczników 2005/2006. Czy dali oni radę ? Odpowiedź na to pytanie zostawiamy wam, kibicom, a przede wszystkim sztabowi szkoleniowemu.

Podsumowując cały sezon, to możemy stwierdzić, że nie był on taki, o jakim marzyliśmy i najlepiej by szybko o nim zapomnieć. A jaki będzie nowy ? Oczywiście wierzymy, że będzie on lepszy. Póki co czeka nas jednak przebudowa kadry. Pisaliśmy już o odejściu Mateusza Kluzka, ale roszad w zespole będzie jeszcze więcej, a informować o nich będziemy wkrótce. Teraz jest czas urlopów (choć nie dla wszystkich, bo jak wiemy, spora grupa zawodników 1KS-u udaje się na finałowy turniej UEFA Regions’ Cup). Na początku lipca rozpocznie się okres przygotowawczy do nowych rozgrywek. Wtedy też będziemy wiedzieli już nieco więcej.

Na koniec chcemy bardo podziękować kibicom, że byli z nami przez cały ten, miniony już sezon.