Było blisko, tak bardzo blisko

W meczu 1/16 rozgrywek Fortuna Pucharu Polski, Ślęza Wrocław przegrała z Górnikiem Zabrze 1:2.

 

Ten mecz zapowiadaliśmy jako największe wydarzenie w jakże jeszcze krótkiej historii istnienia Centrum Piłkarskiego Ślęza Wrocław – Kłokoczyce. Wszak Ślęzie przyszło się mierzyć z 14-stokrotnym Mistrzem Polski. I rzeczywiście było to wydarzenie, które na pewno będziemy długo pamiętać, a wraz z kompletem kibiców, którzy zasiedli na trybunach będziemy też mówić o wielkim niedosycie, bowiem choć oba grające dziś zespoły dzieli różnica trzech klas rozgrywkowych, to w tym starciu wcale nie było jej widać. Pokusimy się nawet o stwierdzenie, że to Ślęza była w przekroju całego spotkania zespołem lepszym, a widok gdy piłkarze z ekstraklasy w spotkaniu z trzecioligowcem kilkukrotnie wybijali piłkę na tzw. pałę, gdzieś daleko poza trybuny, był powiedzmy, że dosyć dziwny.

Ślęza rozpoczęła mecz bardzo odważnie, przejmując inicjatywę w początkowych minutach. Warta odnotowania jest zwłaszcza akcja w której obrońcom urwał się Vinivcius i dośrodkował piłkę w pole karne, w którym niestety, żaden z wrocławian nie zdołał do niej dojść. Wraz z upływem czasu do głosu doszli zabrzanie i to oni częściej atakowali. W 15 min. goście objęli prowadzenie, jednak nie po składnej akcji, a po błędach naszych piłkarzy. Ta bramkowa sytuacja zaczęła się od zagrania Piotra Zabielskiego na 16 metr do Macieja Tomaszewskiego, a ten piłkarz nieszczęśliwie dwukrotnie się potknął, przez co piłkę przejęli gości, a Vamara Sanogo umieścił ją w siatce. Nie zrażeni utratą gola wrocławianie nie spuścili głów, tylko z werwą ruszyli do przodu z wiarą w odrobienie strat. Mieli ku temu trzy fantastyczne okazje. W 29 min. Vinicius z bliska trafił w bramkarza. Chwilę później, po rzucie rożnym doskonale uderzył głową Adam Samiec, lecz kapitalną interwencją zapobiegł utracie gola, Daniel Bielica. Kolejnej świetnej szany na gola nie zdołał zamienić w 37 min. Mateusz Kluzek, bowiem znów na przeszkodzie ku temu stanął znakomicie interweniujący Bielica. Tymczasem zabrzanom, którzy niczym szczególnym na boisku nie imponowali, wystarczyła jedna akcja, by podwyższyć prowadzenie. W 41 min. stało się tak po pięknym uderzeniu pod poprzeczkę autorstwa Davida Toshevskiego.

Potoczny obserwator, nie więdząc w jakich ligach grają obydwa zespoły, miałby duże problemy by oglądając drugą połowę stwierdzić, który z nich gra w Ekstraklasie, a który w zaledwie III lidze. W 52 min. na dobrej pozycji znalazł się Kornel Traczyk, a dlaczego nie zdecydował się na strzał ? To pytanie zadawali sobie chyba wszyscy kibice. W 55 min. po dośrodkowaniu Roberta Pisarczuka, strzał głową Tomaszewskiego obronił Bielica. W 58 min. drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartką ukarany został Adrian Gryszkiewicz. Od tego momentu przewaga Ślęza była już bardzo wyraźna. Wróciły jednak stare demony naszego zespołu, czyli brak skuteczności. W 70 min. piłka po odbiciu się od stojącego tuż przed bramką Afonso, minęła słupek. Goście w tej cześci meczu tak naprawdę tylko raz poważnie zagrozili bramce Ślęzy. Miało to miejsce w 72 min. gdy Zabielski doskonale interweniował po uderzeniu Bartosza Nowaka. Tymczasem żółto-czerwoni raz za razem stwarzali sytuacje podbramkowe. W 74 min. strzelał Mikołaj Wawrzyniak, lecz uczynił to zbyt lekko by zaskoczyć Bielicę. W 79 min. w polu karnym faulowany był Piotr Stępień, a arbiter wskazał na 11. metr. Pewnym wykonawcą rzutu karnego był Pisarczuk, a na trybunach odżyły nadzieję na to, że nie wszystko jeszcze stracone. I rzeczywiście Ślęza miała dwie fantastyczne szanse na wyrównanie. Pierwszą z nich zaprzepaścił w 83 min. Stępień, a drugą w 90 min. Afonso. Już w doliczonym czasie po dośrodkowaniu z rzutu rożnego, tuż obok słupka posłał piłkę po strzale głową Stępień.

Potrzeba trochę czasu byśmy ochłonęli po tym meczu. Będziemy go z pewnością długo pamiętać, wspominając świetną grę żółto-czerwonych i to jak bardzo blisko byli oni sprawienia ogromnej sensacji. Po tym meczu mamy nadzieję, że ci kibice, którzy pierwszy raz odwiedzili Kłokoczyce, będą to teraz robić częściej, bo żółto-czerwoni pokazali im, że w piłkę i to całkiem nieźle, grać potrafią.

ŚLĘZA WROCŁAW – GÓRNIK ZABRZE 1:2 (0:2)

0:1 Sanogo 15′
0:2 Toshevski 41′
1:2 Pisarczuk (karny) 81′

Ślęza – Zabielski, Pisarczuk, Traczyk (65’Hampel), Hawryło (46’Fediuk), Vinicius (75’Bohdanowicz), Stępień, Niewiadomski, Samiec, Muszyński, Tomaszewski (65’Wawrzyniak), Kluzek (65’Afonso)
rezerwa – Wąsowski, Gasztyk, Krukowski
Górnik – Bielica, Cholewiak, Pawłowski, Toshevski (70’Jimenez), Sanogo (70’Nowak), Krawczyk (88’Wiśniewski), Mvondo (88’Dadok), Gryszkiewicz, Dziedzic (58’Kubica), Bainović, Szymański
rezerwa – Sandomierski, Manneh, Stalmach, Janza

Sędziowali – Sebastian Krasny (Kraków) oraz Marcin Ciepły i Sebastian Mucha. Sędzia techniczny – Kornel Paszkiewicz
Żółte kartki – Toshevski, Gryszkiewicz – Traczyk, Hawryło
Czerwona kartka za dwie żółte – Gryszkiewicz 53′
Widzów – 900