Ślęza 2017/18 – Podsumowanie sezonu

Sezon 2017/2018 przeszedł do historii. Sezon niezwykle ciekawy, trzymający w napięciu do samego końca. W jednej z głównych ról wystąpił w nim zespół Ślęzy Wrocław.

 

14. października 2017 roku Na Niskich Łąkach rozgrywany był mecz 12. kolejki pomiędzy Ślęzą Wrocław i Skrą Częstochowa. Żółto-czerwoni prowadzili w nim 1:0 do 2. minuty doliczonego czasu. Wtedy właśnie arbiter podjął zupełnie niezrozumiałą, nie mającą żadnych podstaw, po prostu nie mieszczącą się w głowie decyzję o rzucie karnym dla Skry. Goście skwapliwie skorzystali z tego prezentu i wywieźli z Wrocławia punkt. Choć miało to miejsce już wiele miesięcy temu, to pozostało to w naszej pamięci i pozostanie już na zawsze. Rozmawialiśmy wtedy między sobą, co będzie jeśli skradzionych przez sędziego punktów zabraknie 1KS-owi w końcowym rozrachunku. Teraz wiemy, że tak też się stało. Robert Parysek nie tylko wypaczył wynik meczu, ale też sprawił, że dziś z awansu cieszą się w Częstochowie, a my musimy obejść się ze smakiem.

Jaki to był sezon dla Ślęzy ? Każdy oczywiście może na to pytanie odpowiedzieć sobie samemu. My twierdzimy, że był to sezon w którym postawa naszych piłkarzy przeszła wszelkie oczekiwania. Pod wieloma względami ustępowaliśmy większości trzecioligowych klubów. Brak własnego obiektu (w roli gospodarza 1KS grał aż na 3. stadionach) i wąska kadra to tylko jedne z nich. Sprawy związane z finansami najlepiej przemilczmy. Nasi piłkarze często trenowali też w spartańskich warunkach (kto był na zakrzowskim skansenie to wie o co chodzi), choć działacze robili wszystko, by im te warunki poprawić. Stąd też zajęcia odbywały się na innych obiektach ze sztuczną murawą (możliwość trenowania na naturalnej, będącej choćby w miarę przyzwoitym stanie, w naszym mieście jest praktycznie niemożliwa).

Przed startem sezonu mało kto widział Ślęzę w czołówce tabeli. Było raczej odwrotnie. Większość ludzi z branży piłkarskiej widziała 1KS wśród ekip, które rywalizować będą o utrzymanie. Można powiedzieć, że mieli ku temu racjonalne podstawy. Wystarczyło tylko spojrzeć na kadry zespołów z którymi przyszło rywalizować żółto-czerwonym. W zdecydowanej większości z nich roiło się od zawodników ogranych na wyższych poziomach rozgrywkowych z ekstraklasą włącznie. Praktycznie każda z drużyn przewyższała wrocławian doświadczeniem (nawet rezerwy gdy korzystały ze „spadów”). Wszystko zatem wskazywało, że Ślęza nie powinna odegrać większej roli w rozgrywkach. Innego zdania byli jednak sami, w większości bardzo młodzi piłkarze.

Po pierwszym, przegranym 0:6 meczu w Brzegu, można by było sądzić, że rację mieli adwersarze naszego zespołu. Tymczasem trener Grzegorz Kowalski powiedział chłopakom po tym spotkaniu, że na koniec sezonu będą wyżej w tabeli od Stali. Wtedy wydawało się to być mrzonką, a teraz już wiemy, że były to prorocze słowa. Póki co nie było jednak wesoło. Po 7. kolejkach na koncie 1KS-u było zaledwie 7 pkt. Co gorsza wtedy swój początek miała plaga kontuzji, która prześladowała nasz zespół już do samego końca rozgrywek. Już na początku rundy na kilka spotkań wypadł z kadry Mateusz Kluzek, a mecz z Piastem Żmigród okazał się ostatnim jaki jesienią rozegrali Maciej Matusik i Adrian Niewiadomski. I wtedy na przekór przeciwnościom losu zespół zaimponował serią 10. spotkań z rzędu bez porażki, co przełożyło się na 33 pkt i 3. miejsce po rundzie jesiennej.

W zimie w kadrze 1KS-u zmiany miały charakter kosmetyczny. Dołączył do niej bramkarz Damian Ziarko (w sumie w całym sezonie między słupkami stanęło aż 5. golkiperów), oraz powracający z wypożyczeń Andrzej Korytek i Mateusz Grabowski. Ta ostania dwójka nie pomogła jednak drużynie. Korytek zagrał tylko raz, a potem dołączył do listy kontuzjowanych. Jeszcze większą stratą była jednak nieobecność Grabowskiego. Ten młody piłkarz przez pół roku ogrywał się w seniorskim futbolu w Piaście Żerniki, a po powrocie do 1KS-u miał stanowić (tak można było wywnioskować po sparingach) parę stoperów z Marcinem Wdowiakiem. Niestety, tydzień przed wznowieniem rozgrywek w meczu pucharowym doznał on kontuzji i do tej pory nie powrócił do treningów. Problem z środkowymi obrońcami stał się dużym kłopotem w naszej drużynie, tym bardziej, że na ostatnim sparingu urazu doznał też Oskar Małecki. Zresztą słowo „szpital” było chyba najczęściej wymienianym w rundzie wiosennej. Po kolei z zespołu na długi czas wypadali Mateusz Kluzek, Mateusz Stempin, Tobiasz Jarczak i Adrian Repski. Do tego dochodziły przypadki losowe i oczywiście pauzy za kartki. To wszystko sprawiło, że trener Grzegorz Kowalski praktycznie przed każdym meczem miał ogromny ból głowy z zestawieniem podstawowej jedenastki, a dla zachowania pozorów do protokołu wpisywani byli piłkarze kontuzjowani i juniorzy. Dochodziło nawet do takich sytuacji, że w meczowej osiemnastce było trzech bramkarzy, choć z góry wiadomym było, że Piotr Gorczyca (również kontuzja, która w praktyce wyeliminowała go z całej rundy ) nie zagra.

Runda wiosenna to wzloty i upadki żółto-czerwonych. Były mecze lepsze i były mecze gorsze. Mimo to, Ślęza cały czas liczyła się w gronie zespołów, które rywalizowały o najwyższe cele. Był już jednak moment, gdy wydawało się, że wrocławianie stracą wszelkie szanse, a trener Kowalski już planował, by w ostatnich meczach sezonu ogrywać juniorów. Wtedy pomocną dłoń wyciągali nasi rywale, którzy seryjnie zaczęli gubić punkty. Ślęza była zatem wciąż w grze w grze i pozostała w niej do samego końca.

Siłą zespołu Ślęzy była młodość i charakter piłkarzy. Oni zawsze chcieli, choć nie zawsze przekładało się to na wyniki. Czasami można było odnieść wrażenie, że sytuacja w jakiej znalazł się zespół i wynikająca z niej presja miała wpływ na postawę chłopaków. Brakowało wtedy takiego lidera z prawdziwego zdarzenia, nie pod względem sportowym, a mentalnym. Takiego, który w trudnych momentach potrafiłby poderwać drużynę. Mimo to, zespół za to czego dokonał zasługuje na ogromny szacunek. Tu i ówdzie czytamy, że wyniki drużyny to przede wszystkim zasługa Macieja Firleja. Nie jest to prawdą, bo choć Maciek ma za sobą doskonały sezon, uwieńczony tytułem Króla Strzelców, to nie dokonałby tego bez wsparcia swoich kolegów. Siłę Ślęzy stanowił wyrównany kolektyw, a każdy z chłopaków wniósł bardzo dużo do zespołu i sprawił, że dzięki temu liczył się on w stawce o awans.

O sytuacji z meczu ze Skrą pisaliśmy na wstępie. Nie były to jednak jedyne kontrowersje dotyczące naszego zespołu. Przypomnijmy tylko rzut karny podyktowany w końcowych fragmentach meczu w Pawłowicach, nie uznany gol Adriana Niewiadomskiego w Dzierżoniowie (nawet miejscowi obserwatorzy nie dostrzegli w tej sytuacji pozycji spalonej), czy też nieuznana w Legnicy bramka Macieja Firleja (choć oglądaliśmy ją wielokrotnie, to wciąż nie wiemy dlaczego). Przeciwko naszej drużynie podyktowanych zostało w sumie aż 10. rzutów karnych. Delikatnie mówiąc sędziowie, zwłaszcza podczas rundy jesiennej nam nie sprzyjali. Nie będziemy jednak szukać usprawiedliwienia w ich decyzjach. Przy odrobinie szczęścia mogło być inaczej, ale co się stało to się już nie odstanie.

Podsumowując, według nas piłkarze Ślęzy spisali się w tym sezonie doskonale i za to czego dokonali należy się im wielkie uznanie. Dziękujemy im za to bardzo mocno. Dziękujemy trenerowi Grzegorzowi Kowalskiemu, twierdząc przy tym, że gdyby nie On, to 1KS były teraz w całkiem innym miejscu, a nasze nastroje byłyby zdecydowanie gorsze. Dziękujemy działaczom, którzy ze wszystkich sił dokonywali starań, by drużynie niczego nie brakowało. Dziękujemy naszym kibicom i wszystkim sympatykom. Dziękujemy pozostałym zespołom. Gratulujemy awansu Skrze Częstochowa i życzymy tej drużynie powodzenia w rozgrywkach II ligi. Spadkowiczom życzymy za to, szybkiego powrotu do III ligi.

Przerwa letnia jest krótka i już w sierpniu rozpocznie się sezon 2018/2019. Już teraz zapraszamy na mecze naszego zespołu. Póki co odwiedzajcie naszą stronę. Będziemy na niej na bieżąco informować o przygotowaniach 1KS-u do rozgrywek. Będą też jeszcze podsumowania minionego sezonu. Zaglądajcie do nas i do zobaczenia w sierpniu.