Ślęza jesień 2019 – podsumowanie rundy

Za nami runda jesienna sezonu 2019/20. Niestety, nie da się ukryć, co potwierdzają liczby, że była to najsłabsza od lat jesień w wykonaniu Ślęzy Wrocław.

 
24 zdobyte punkty, to tyle samo co w rudzie jesiennej sezonu 2016/17, czyli najmniej od momentu gdy 1KS ponownie występuje w III lidze (sezon 2012/13). Jest i jeszcze jedna statystyka pokazująca, że minionej rundy nie możemy zaliczyć do udanych, a mianowicie statystyka strzelonych bramek. W pierwszej rundzie obecnego sezonu żółto-czerwoni strzelili ich tylko 22, gdy w minionych latach do bramki rywali trafiali jesienią średnio 34 razy. Wniosek jest zatem prosty, jak się nie strzela bramek, to nie zdobywa się też punktów i tak też było niestety w wielu spotkaniach z udziałem żółto-czerwonych. Gdzie można szukać przyczyn słabszej niż oczekiwano dyspozycji Pierwszego Klubu Sportowego we Wrocławiu ? Spróbujemy poszukać odpowiedzi na to pytanie.

W ostatnich latach Ślęza była zespołem kończącym rozgrywki w czubie tabeli, stąd też i przed obecnymi rozgrywkami typowana była przez wielu obserwatorów do grona drużyn, które powinny rozdawać karty w trzecioligowych zmaganiach. Nie wszyscy ci znawcy futbolu mieli jednak pełne rozeznanie o tym, co w naszym klubie się działo. Mogliśmy przeczytać m.in. że siłą Ślęzy jest stabilizacja kadrowa, a tymczasem po rundzie wiosennej zespół opuściło aż dziesięciu zawodników (jeden z nich, Szymon Lewkot, po kilku kolejkach ponownie został wypożyczony do 1KS-u). Wśród tych, którzy odeszli były taka ważne postacie jak Mateusz Kluzek, Filip Olejniczak czy też Dawid Molski. W ich miejsce pozyskano siedmiu nowych piłkarzy, z których tak naprawdę, jedynie Robert Pisarczuk mógł być trochę bardziej znany futbolowym kibicom. Ten 26-letni piłkarz był też najstarszym zawodnikiem w drużynie, której średnia wieku jesienią wynosiła niespełna 22 lata. Argument o stabilizacji kadrowej więc odpada.
Szukamy dalej i wydaje się, że nie wszyscy pozyskani, głównie bardzo młodzi zawodnicy, byli przygotowani na różnicę poziomów dzielącą niższe klasy rozgrywkowe (łącznie z IV ligą), a ligą III, a każdy kto choć trochę ma pojęcie o piłce, wie doskonale, że ta różnica jest wręcz ogromna.
Szukając kolejnych przyczyn wracamy do jakże małej ilości strzelonych bramek. Tu odpowiedź dlaczego tak się działo wydaje się być prosta. W 1KS-ie nie ma niestety klasycznego snajpera, tzw. klasycznej dziewiątki. Takimi byli jeszcze przed kilkoma laty Grzegorz Rajter i Maciej Firlej. W poprzednim sezonie najczęściej bramki zdobywał Mateusz Kluzek, ale jego też już z nami nie ma. Doszło zatem do paradoksalnej sytuacji, że najlepszym strzelem jesieni był w 1KS-ie obrońca, a mianowicie Hubert Muszyński, który zdobył 5. goli.
W tym roku cieszyliśmy się ze zdobycia przez reprezentację Dolnego Śląska tytułu Mistrza Europy Regionów (UEFA Regions’ Cup). Ten tytuł zdobyło m.in. ośmiu piłkarzy Ślęzy, co stanowi dla nas powód do dumy. Niestety, oprócz blasków, to wspaniałe osiągnięcie miało też i cienie. Termin turnieju finałowego sprawił, że ci piłkarze praktycznie nie mięli w tym roku urlopów i czasu na regenerację. To też mogło mieć wpływ na ich dyspozycję w rozgrywkach ligowych. Turniej rozgrywany w Bawarii skomplikował też okres przygotowawczy do sezonu, który był w przypadku Ślęzy, krótszy niż w przypadku innych drużyn.
Ślęza wśród trzecioligowców do potentatów finansowych nie należy, stąd też w porównaniu z innymi klubami, już od lat przystępuje do rozgrywek z wąską kadrą. Problem stają się zatem absencje zawodników, a tych jesienią było bardzo dużo. W praktyce trener Grzegorz Kowalski ani razu nie miał do dyspozycji całej kadry i przed każdym meczem musiał mocno kombinować z zestawieniem meczowej jedenastki. Powodem absencji były w pierwszym rzędzie kontuzje. Niestety, przytrafiały się one dosyć często. Piłkarzem, który był w kadrze, a praktycznie go nie było, jest Jakub Bohdanowicz. Wychowanek 1KS-u, na którego tak mocno liczyliśmy zagrał tylko w siedmiu spotkaniach (w tym tylko raz pełne 90 minut), a w pozostałych wciąż zmagał się z urazami. Na początku sezonu grać też nie mógł Kornel Traczyk, dwukrotnie przez kilka meczów pauzować musiał Maciej Matusik, a i inni zawodnicy też z powodu urazów nie zawsze byli do dyspozycji trenera Kowalskiego. Pod koniec sezonu poważnych urazów doznali bramkarze, stąd na ostatnie dwie kolejki z konieczności wypożyczony został Bartłomiej Frasik. Powodem absencji były też pauzy za nadmiar kartek, a tych nasi piłkarze jesienią zobaczyli rekordową ilość. To wszystko sprawiło, że w niektórych meczach, aby ławka rezerwowych nie świeciła pustkami, do protokołu z konieczności wpisywani byli juniorzy.

Prześledźmy teraz jak tej jesieni wyglądały mecze żółto-czerwonych, którzy prezentowali się w nich w przysłowiową kratkę. Sezon Ślęza rozpoczęła całkiem nieźle, bo od remisu w Rybniku i zwycięstwa z Polonią Bytom. Potem była porażka w Zielonej Górze i zwycięstwo z Ruchem Chorzów. Rozczarowującym wynikiem był bezbramkowy remis w Starowicach Dolnych. Z kolei w przegranym meczu z Pniówkiem, paradoksalnie nasz zespół grał naprawdę dobrze. Remis w Lubinie przyjęliśmy z niedosytem , bo inaczej być nie może gdy traci się gola w doliczonym czasie. Najlepszym okresem Ślęzy był środek jesiennych zmagań. Żółto-czerwoni spisywali się wtedy doskonale. Wpierw było zwycięstwo z Rekordem, potem Ślęza rozbiła w Gaci będącą wówczas wiceliderem Foto-Higienę, a następnie jako jedyna zdołała wygrać na Oporowskiej z liderem, grającym w tym meczu w praktycznie w ekstraklasowym składzie. Po 10. kolejkach 1KS miał zdobytych 18 pkt i nikt chyba wtedy nie przypuszczał, że w kolejnych 7. meczach do tego dorobku dołoży zaledwie punktów 6. Kiepska passa zaczęła się od meczu z MKS-em Kluczbork, a w zasadzie od jego drugiej połowy, bowiem Ślęza prowadząc do przerwy 2:0, przegrała 2:3. Wizyty w Zabrzu też nie będziemy mile wspominać, bo zakończyła się ona porażką. W starciu z Piastem Żmigród, też oczekiwaliśmy czegoś więcej niż tylko 1 pkt. Promykiem nadziei na udaną końcówkę rundy było pierwsze w historii zwycięstwo Ślęzy w Tarnowskich Górach. Niestety, ten promyk szybko zgasł, bowiem było to ostanie jak się okazało później zwycięstwo 1KS-u w tym roku. Remis z rezerwami Miedzi, porażka w fatalnym stylu w Brzegu i znów remis w kończącym rundę meczu z Ruchem Zdzieszowice, dały tylko 2 pkt i ostatecznie sprawiły, że Ślęza zimę spędzi na 11. miejscu w tabeli.

Patrząc na te rezultaty nasuwa się porównanie Ślęzy do Robin Hooda. Skąd to porównanie ? Ano stąd, że 1KS jesienią zabierał punkty najmocniejszym, a rozdawał tym najsłabszym. Żeby nie być gołosłownym, spójrzmy na rezultaty meczów. Ślęza wygrała wszystkie spotkania z trzema czołowymi zespołami po rundzie jesiennej, a nie potrafiła zdobyć kompletu punktów z żadną z sześciu drużyn zamykających tabelę. Z jednej strony pokazuje to, że zespoł ma spory potencjał, ale z drugiej, że go niestety często nie potrafił wykorzystać.

Nie będziemy oceniać sezonu w wykonaniu poszczególnych piłkarzy. Zostawiamy to sztabowi szkoleniowemu, a także samym kibicom. Możemy jednak powiedzieć, że nasi piłkarze naprawdę chcieli, ale nie zawsze im to wychodziło. Zespołowi na pewno nie można odmówić ambicji i zaangażowania. Nikt też nie odstawiał nogi. Za taką postawę należą im się nasze podziękowania.

Wspomnijmy jeszcze o rozgrywkach pucharowych, w których 1KS bez większych problemów awansował do 1/4 finału. Nie było to jednak trudnym zadaniem, bo mimo całego szacunku do rywali, nie były to zespoły zbyt wymagające. Takim powinien być już Orzeł Prusice, z którym Ślęza zmierzy się jednak dopiero na wiosnę.

Obecnie piłkarze Ślęzy przebywają już na urlopach, choć jeszcze w tym roku rozpoczną przygotowania do rundy wiosennej. W zespole dojdzie zapewne do roszad, ale o tym będziemy informować, gdy będą one oficjalne. Teraz przed piłkarzami długi okres przygotowań do rundy rewanżowej, w której wierzymy, że zobaczymy inną, lepszą Ślęzę, która przysporzy nam wiele pozytywnych wrażeń.

Tej jesieni po raz kolejny korzystaliśmy z gościnności MCS-u, grając na stadionie „Oławka” przy ul. Na Niskich Łąkach. Ze tę gościnność serdecznie dziękujemy, a szczególne podziękowania składamy Panu Marcinowi Lewkotowi, który robił wszystko co w ludzkiej mocy, by doprowadzić murawę do choćby przyzwoitego stanu, a to na „Oławce” jest niezwykle trudne.

Serdecznie dziękujemy też naszym kibicom, zwłaszcza tym najwierniejszym, którzy nie patrząc na tabelę, zawsze przychodzili na mecze. Jeszcze raz dziękujemy i do zobaczenia na wiosnę.