Gwarek zdobył punkt, a Ślęza straciła dwa
W rozegranym w Tarnowskich Górach meczu 9. kolejki rozgrywek III ligi (grupa 3), Ślęza Wrocław zremisowała z miejscowym Gwarkiem 1:1.
To był naprawdę dobry mecz w wykonaniu żółto-czerwonych, a mimo to opuszczali oni boisko ze spuszczonymi głowami, bowiem remis w tym starciu, choćby odrobiny satysfakcji nie daje. Podajmy tylko kilka liczb. Ślęza oddała 16 strzałów, a Gwarek 4. 1KS wykonywał 15 rzutów rożnych, przy 4. gospodarzy. Posiadania piłki nie mierzyliśmy, ale wydaje się, że oscylowało ono w granicach 75 do 25 %, oczywiście na korzyść wrocławian. Cóż zatem się stało, że Ślęza nie wygrała tego meczu ? Dziś nie zawahamy się powiedzieć, że był to wielki niefart, czy też brak szczęścia. Oczywiście były też sytuacje, gdy brakowało zimnej głowy, ale głównie pech, był przyczyną niekorzystnego dla nas rezultatu.
Od pierwszych minut widać było, że miejscowym zależy głównie na tym, by tego meczu nie przegrać, stąd bardzo szybko postawili zasieki w okolicach swojego pola karnego, szukając swego szczęścia w kontratakach. Ślęza od początkowych minut przejęła inicjatywę, a inauguracyjny, niecelny strzał w tej potyczce oddał Jakub Wawrzyniak. Gospodarze zrewanżowali się podobną próbą Jakuba Dyląga. W 19 min. po bardzo składnej akcji, Afonso z ostrego kąta trafił w bramkarza. Dwukrotnie po rzutach rożnych egzekwowanych przez Roberta Pisarczuka, niewiele mylił się uderzając głową Hubert Muszyński. Z uderzeniami Wawrzyniaka i Jakuba Bohdanowicza dobrze poradził sobie Michał Bodys. Wyraźna przewaga wrocławian, mogła sugerować, że otwarcie przez nich wyniku jest tylko kwestią czasu, a niespodziewanie to gospodarze strzelili gola. W 42 min. Piotr Zabielski odważnym wyjściem wybił piłkę spod nóg nadbiegającego rywala, a ta trafiła do Wojciecha Pisarka, który z dosyć ostrego kąta, zdołał umieścić ją w siatce.
Drugą odsłoną można by podsumować kilkoma znanymi określeniami, jak choćby bicie głową w mur, obrona Częstochowy, czy też autobus zaparkowany na linii pola karnego. O ile w pierwszej części meczu tarnogórzanie krótkimi okresami starali się toczyć otwarty bój, to po przerwie w zasadzie tylko już się bronili, choć na samym początku tej połowy, mieli doskonałą okazję, którą zmarnował Dawid Jarka. Zanim jednak to nastąpiło, to wcześniej niecelnie główkował Stępień. W 54 min. mając czystą pozycję, skiksował Kornel Traczyk. Minutę potem, po znakomitym dośrodkowaniu Pisarczuka, Stępień doprowadził do wyrównania. Do końca meczu było jeszcze bardzo dużo czasu i wierzyliśmy gorąco, że Ślęza znajdzie jeszcze sposób na zdobycie choćby jednej bramki, tym bardziej, że napór wrocławian przybierał na sile. W 59 min. po kolejnej główce, tym razem Bohdanowicza, piłka przeleciała nad poprzeczką. W 64 min. umiejętności Bodysa sprawdził Michał Hawryło, a kilka minut potem, Muszyński uderzył bardzo mocno, lecz niestety niecelnie. W 79 min. znów swego szczęścia próbował Afonso, lecz i tym razem Bodys był na posterunku. W 81 min. Muszyński dostał piłkę stojąc nie obstawiony kilka metrów przed bramką i nie zdołał jej opanować. W 85 min. fantastycznej szansy nie wykorzystał Bohdanowicz, z bliska trafiając w Bodysa. Chwilę później jeden z obrońców w ostatniej chwili wygarnął piłkę składającemu się do strzału Stępniowi, a już w doliczonym czasie, ponownie uderzał Bohdanowicz, i niestety nie trafił w światło bramki.
Trudno nie być złym po takim spotkaniu i nie a co się dziwić, że sami piłkarze byli też bardzo źli i rozczarowani. Zostawili oni na boisku serducha i robili wszystko by wygrać, ale jak wiemy futbol potrafi być bardzo okrutny i o tym się w Tarnowskich Górach przekonaliśmy.
Niestety, musimy kilka słów poświęcić arbitrowi z Opola. Już na samym początku meczu popełnił on ogromną gafę, zapominając, że do gry w futbol potrzebne są piłki. Co prawda miał jedną, którą piłkarze rozpoczęli mecz, ale gdy ta wyleciała daleko poza boisko, okazało się, że innych wokół boiska, co jest wymogiem w okresie pandemii, nie było, i dopiero po chwili się zreflektował, nakazując gospodarzom meczu rozmieszczenie futbolówek. Sędzią miał też duże problemy z czytaniem gry, a warto tu zaznaczyć, że jak mniejszy zawodnik odbije się od większego, to wcale nie musi być równoznaczne z przewinieniem. W pierwszej połowie, doszło do sytuacji w polu karnym, gdy Bohdanowicz szykował się do strzału, jeden z obrońców gospodarzy, leżąc zagrał piłkę ręka. Gwizdek sędziego milczał, a przypomnijmy, że w niedawnym meczu w Bielsku-Białej, gdy piłka przypadkowo trafiła w rękę Muszyńskiego, a żaden z zawodników Rekordu nie miał szans na oddanie strzału, sędzia podyktował bez wahania jedenastkę. Widać obaj panowie sędziowie posługują się innymi regulaminami. Gdy piłkarze Gwarka w tym starciu kradli czas w każdy z możliwych sposobów, arbiter na to kompletnie nie reagował, a na zwróconą mu uwagę na ten element przez trenera Grzegorza Kowalskiego, pokazał wrocławskiemu szkoleniowcowi żółtą kartkę. Co ciekawe, mimo wielu przerw w grze, mimo tego, że w trakcie II połowy trenerzy dokonali 7. zmian, mimo wspomnianej już gry na czas, sędzia doliczył standardowe 3. minuty i zakończył mecz. I jeszcze jedno, sędziowie mają możliwości karania piłkarzy, gdy ci odnoszą się do nich w wulgarny sposób. W odwrotnym kierunku jest to niestety niemożliwe.
GWAREK TARNOWSKIE GÓRY – ŚLĘZA WROCŁAW 1:1 (1:0)
1:0 W.Pisarek 42′
1:1 Stępień 54′
Gwarek – Bodys, Bąk, Zalewski, Barbus, Borycka, Stanek, Jarka (90+1’Joachim), Dworaczek (77’Jaszczak), Dyląg, W.Pisarek (65’M.Pisarek), Czajkowski
rezerwa – Rosół, Timochina, Skrzyniarz, Rakowiecki
Ślęza – Zabielski, Pisarczuk, Bohdanowicz, Wawrzyniak (85’Krukowski), Traczyk (85’Tomaszewski), Hawryło (68’Stempin), Vinicius (65’Fediuk), Afonso, Stępień, Niewiadomski, Muszyński
rezerwa – Wąsowski, Hampel, Kotyla
nieobecni – Kluzek, Samiec
Sędziowali – Bartosz Owsiany (Opole) oraz Wojciech Białowąs i Paweł Jałowiec.
Mecz bez żółtych kartek.
Widzów – 100