Dobry, mimo porażki, mecz Ślęzy z pierwszoligowcem

W rozegranym w Wałbrzychu meczu sparingowym, Ślęza Wrocław przegrała z GKS-em Tychy 1:3.

 
Mimo porażki, z w Wałbrzycha wracaliśmy w całkiem niezłych humorach, bowiem Ślęza w meczu z pierwszoligowcem pokazała się z dobrej strony, przez długie minuty tocząc równorzędny bój z GKS-em. Starcie to można by było podzielić na trzy części. Pierwszą od 1 do 53 min. gdy obydwa zespoły grały po jedenastu. Drugą, od 53 do 72 min. gdy tyszanie grali w liczebnej przewadze i trzecią od 72 do 90 minuty, gdy znów obie drużyny grały w komplecie. O tym, że GKS ostatecznie wygrał, zadecydowała przede wszystkim ta druga część.

Wrocławianie odważnie rozpoczęli to spotkanie, pokazując, że nie czują respektu przed rywalami grającymi o dwie klasy wyżej, wśród których nie brakowało też zawodników z doświadczeniem wyniesionym z ekstraklasy. Wynik meczu otworzył jednak pierwszoligowiec, a miało to miejsce już w 7 min. Stało się to po rzucie rożnym dla Ślęzy, po którym tyszanie przejęli piłkę i po długim zagraniu jednego z nich, w sytuacji sam na sam znalazł się Kacper Skibicki i tej szansy nie zmarnował. Na wyrównanie długo czekać nie musieliśmy, bo już w 10 min. z rzutu wolnego piłkę w pole karne wrzucił Mikołaj Wawrzyniak, a głową do siatki skierował ją Adrian Niewiadomski. Do przerwy więcej goli już nie zobaczyliśmy, ale za to mogliśmy obserwować fajne, toczone w dobrym tempie spotkanie, w którym trudno było zauważyć większą różnicę pomiędzy pierwszo i trzecioligowcami.

Po zmianie stron, obraz gry niewiele się zmienił, aż przyszła 53 min.w której arbiter pokazał drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę, testowanemu przez 1KS zawodnikowi. Czy musiał tak postąpić, zwłaszcza, że był to przecież sparing. Opinie mogą być na ten temat podzielone. Fakt jest jednak taki, że Ślęza musiała grać w dziesiątkę i grała w osłabieniu całkiem nieźle. To jednak nie ustrzegło wrocławian przed utratą goli. Prowadzenie GKS-owi przyniosło trafienie głową Kamila Szymury w 61 min. Po nim ze strony GKS-u wyszła propozycja, aby Ślęza wpuściła na boisko jedenastego zawodnika. Trener Grzegorz Kowalski póki co jednak z niej nie skorzystał. W 72 min. po kontrataku, tyszanie za sprawą Marcina Koziny prowadzili już 3:1. Od 72 min Ślęza znów zaczęła grać w kompletnym składzie i mecz ponownie stał się otwarty i wyrównany. Wynik ustalony wcześniej nie uległ już zmianie, choć my żałować mogliśmy zwłaszcza sytuacji jakiej na gola nie zamienił w 82 min. Dominik Krukowski.

GKS TYCHY – ŚLĘZA WROCŁAW 3:1 (1:1)

1:0 Skibicki 7′
1:1 Niewiadomski 10′
2:1 Szymura 61′
3:1 Kozina 70′

GKS – I połowa – Jałocha, Połap, Buchta, Nedić, Wołkowicz, Dzięgielewski (28’Pawluśiński), Żytek, Czyżycki, Skibicki, Rumin
II połowa – Jałocha (70’Dana), Mańka, Boateng, Szymura, Oleksy, Kozina, Domínguez, Ploch, Radecki, Machowski, Mikita.

Ślęza – Gasztyk, Samiec, Tomaszewski (65’Murat), Afonso (26’testowany I, grał do czerwonej kartki w 53′, 72’testowany II), Fediuk, Niewiadomski (76’Kluzek), Marcjan (65’Olek), Wawrzyniak (76’Tomaszewski), Stempin (72’testowany III), Kluzek (46’Hampel), Vinicius (46’Krukowski)