Trochę nerwówki na własne życzenie

W rozegranym w Kluczborku meczu 11. kolejki rozgrywek III ligi (grupa 3), Ślęza Wrocław wygrała z miejscowym MKS-em 4:2.

 

Na koniec wrześniowego maratonu piłkarskiego, Ślęza udała się do Kluczborka i wyprawę do tego miasta może uznać za udaną, bo nie może być inaczej gdy zdobywa się komplet punktów. Wrocławianie w meczu z MKS-em pokazali różne oblicza, W pierwszej połowie grali po prostu swoje, osiągając dużą przewagę i w pełni kontrolując wydarzenia na boisku. Po zmianie stron, po zdobyciu szybko gola nr 3, zamiast, może to zabrzmi brzydko, dobić rywala, pozwolili mu odzyskać nadzieję, przez co byliśmy świadkami niepotrzebnej, nerwowej końcówki.

Jak już wspomnieliśmy, pierwsza połowa zdecydowanie należała do żółto-czerwonych. Już w akcji inaugurującej ten mecz niecelnie z dystansu uderzył Robert Pisarczuk. W 4 min. Jakub Grzesiak kapitalnie obronił strzał Huberta Muszyńskiego, ale już za moment musiał wyciągać piłkę z bramki, po debiutanckim trafieniu w barwach Ślęzy, Pawła Fediuka. Gospodarze, którzy praktycznie skupieni byli tylko na defensywie, atakowali sporadycznie. W 7 min. celnie, lecz wprost do koszyczka, czyli do rąk Wąsowskiego, skierował futbolówkę Dominik Lewandowski. W 11 min. fantastyczny rajd przeprowadził Vinicius, który mijając po drodze kilku rywali, jak na tacy wyłożył piłkę stojącemu na 5 metrze Mateuszowi Stempinowi, który nie atakowany przez nikogo popełnił błąd techniczny i cała akcja spaliła na panewce. Kolejne minuty to atak pozycyjny gości i brak finalizacji akcji strzałami. Godny odnotowania był dopiero mocny, acz niecelny strzał Adama Samca w 21 min. W 35 min. okazję na wyrównanie strat miał Lucjan Zieliński, który posłał futbolówkę, z dosyć ostrego kąta w boczną siatkę. Ślęza jak dobrze zaczęła pierwszą połowę, tak też dobrze ją zakończyła, bowiem w 43 min. po wrzutce Pisarczuka z rzutu wolnego, głową piłkę w siatce umieścił Maciej Tomaszewski.

Początek drugiej odsłony był równie dobry dla Ślęzy. W 48 min. Piotr Stępień z kilku metrów trafił wpierw w bramkarza, a po chwili w stojącego w bramce obrońcę, a piłka po odbiciu się od niego wylądowała na głowie Stemipna i na tablicy wyświetlił się rezultat 0:3. Mogło się w tym momencie wydawać, że jest już po meczu. Niestety, wrocławianie jakby troszeczkę spoczęli na laurach, a młody zespół gospodarzy nie zamierzał spuścić głów i z duża ambicją dążył do zmiany rezultatu. Stało się tak w 53 min. gdy Wąsowski przepuścił strzał Beniamina Glinki, choć tak naprawdę nie miał prawa go przepuścić. Ten gol wyraźnie podbudował miejscowych. W 56 min. po serii błędów naszej defensywy, bliski strzelenia bramki był Zieliński, ale znów trafił w siatkę z jej zewnętrznej strony. Po drugiej stronie boiska miał swoją okazję Pisarczuk, ale nie trafił w światło bramki z rzutu wolnego. W rewanżu z niezłą próbą strzelecką Lewandowskiego, Wąsowski poradził sobie bardzo dobrze. W 69 min. kolejną, świetną indywidualną akcję przeprowadził Vinicius, który minął już bramkarza, lecz został świetnie powstrzymany przez Adriana Błaszkiewicza. Kilka chwil później, tuż obok słupka strzelił Michał Hawryło. Ostrzeżeniem dla 1KS-u powinien być strzał Marcela Jaszczyka z 74 min. po którym piłka obiła słupek. Najlepszą odpowiedzią na to ostrzeżenie powinien być gol i powinien go zdobyć Stępień, obsłużony znakomitym podaniem przez Viniciusa, lecz nasz super snajper miał dziś fatalnie nastawiony celownik i kilku metrów przeniósł piłkę nad poprzeczką. Swoją okazję miał też Mikołaj Wawrzyniak, lecz jego próba nie miała tyle mocy, by zaskoczyć Grzesiaka. Tymczasem w 85 min. będący w polu karnym Zieliński, zdecydował się na strzał, i do końca trudno powiedzieć, czy piłka po nim zmierzała w światło bramki, lecz po drodze odbiła się jeszcze od Tomaszewskiego i ugrzęzła w siatce. Zapowiadała się zatem bardzo nerwowa końcówka, ale w niej właśnie wyszło dużo większe doświadczenie piłkarzy Ślęzy, którzy przenieśli grę na połowę rywali, stwarzając przez ten krótki okres jeszcze kilka dobrych okazji bramkowych. W 87 min.wymiernego skutku nie przyniósł jeszcze mocny strzał Samca, ale w 92 min. grający dziś doskonały mecz Vinicius skorzystał z asysty Piotra Kotyli, i w praktyce zamknął mecz. Gol ten sprawił nam dużo radości, ale osobą, która cieszyła się z niego najbardziej, była Mama Brazylijczyka, co okazała głośnym okrzykiem. Jeszcze w doliczonym czasie, dwóch okazji na zwiększenia rozmiarów zwycięstwa, nie wykorzystali Kornel Traczyk i Wawrzyniak.

Mecz w Kluczborku był dziewiątym z rzędu, rozgrywanym przez nasz zespół co trzy dni. Ta jakże wyczerpująca seria spotkań, dobiegła wreszcie do końca, dzięki czemu wrocławianie będą mieć w końcu trochę więcej czasu na odpoczynek i regenerację sił, a bardzo tego potrzebują.

MKS KLUCZBORK – ŚLĘZA WROCŁAW 2:4 (0:2)

0:1 Fediuk 4′
0:2 Tomaszewski 43′
0:3 Stempin 48′
1:3 Glinka 53′
2:3 Zieliński 85′
2:4 Vinicius 90+2′

MKS – Grzesiak, Leśniak, Nykiel, Paradowski (82’Przybylski), Zieliński, Jaszczyk, Skibiński (46’Huć), Glinka, Błaszkiewicz, Lewandowski, Szalek (71’Moś)
rezerwa – Mocarski, Misiak, Chmielowiec, Witek

Ślęza – Wąsowski, Stempin (62’Wawrzyniak), Pisarczuk (88’Traczyk), Bohdanowicz (69’Hampel), Vinicius, Afonso, Stępień (88’Kotyla), Samiec, Muszyński, Tomaszewski, Fediuk (69’Hawryło)
rezerwa – Gasztyk, Krukowski
nieobecni – Kluzek, Zabielski (kontuzje), Niewiadomski (kartki)

Sędziowali – Sławomir Smaczny (Bytom) oraz Grzegorz Szymanek i Szymon Janicki.
Żółte kartki : Leśniak, Nykiel, Zieliński, Jaszczyk, Szalek – Stempin
Widzów – 200