Arbiter zrewanżował się Skrze kosztem Ślęzy

W meczu 12. kolejki rozgrywek III ligi (grupa 3) Ślęza Wrocław zremisowała ze Skrą Częstochowa 1:1

 
W maju bieżącego roku Skra prowadziła w Polkowicach 1:0 i była bliska wywalczenia zwycięstwa. Tak się nie stało, bo w 75 min. sędziujący tamto spotkanie Robert Parysek podyktował rzut karny z kapelusza i gospodarze doprowadzili do remisu.

Ten sam arbiter był dziś rozjemcą w meczu Ślęzy ze Skrą. Być może w pamięci tkwił mu jeszcze tamten wypaczający rezultat meczu błąd i postanowił się częstochowianom zrewanżować. Kontrowersyjna sytuacja miała miejsce w 2 min. doliczonego czasu. Na filmie wyraźnie widać, jak Mateusz Kluzek pierwszy dotyka piłki, a piłkarz Skry na niego wpada i aktorsko pada w polu karnym. Sędzia Parysek bez wahania wskazał na wapno i mecz zakończył się remisem. Dziwić się można, że arbiter sędziujący już 10. sezon w III lidze daje się nabrać jak początkujący sędzia. A może nie była to pomyłka, tylko właśnie forma rewanżu, za wspomniany wcześniej mecz. Dodajmy jeszcze, że Ślęza Wrocław karana była w tym sezonie już 7. rzutami karnymi. Większość z nich była słuszna, ale ten dzisiejszy i również niesłusznie podyktowany w końcówce meczu w Pawłowicach pozbawiły wrocławian już 4. punktów. Gdyby nie te zupełnie niezrozumiałe decyzje arbitrów, niweczące wysiłek piłkarzy, 1KS byłby na… popatrzcie sobie sami na tabelę.

Częstochowianie przyjechali do Wrocławia osłabieni brakiem pauzującego za kartki Damiana Nowaka. Ślęza, do czego już zdołaliśmy się w ostatnich tygodniach przyzwyczaić musiała sobie radzić bez kontuzjowanych Macieja Matusika i Adriana Niewiadomskiego, oraz również pauzującego za nadmiar kartek Dawida Molskiego. Od pierwszych minut na będącym w fatalnym stanie boisku było dużo walki, głównie w środkowej strefie boiska. Skra pokazywała też, że nieprzypadkowo straciła dotąd najmniej bramek w całej ligowej stawce. Częstochowianie grali bardzo dobrze w defensywie i nastawili się na kontry. Po jednej z nich w 8.min tuż obok słupka główkował Daniel Rumin. W rewanżu po znakomitej centrze minimalnie pomylił się strzelając głową Maciej Firlej. Ślęza uzyskał lekką przewagę, ale długo nie była w stanie przebić się przez częstochowski mur. Nie jest to bezpodstawne określenie, bo goście przy stałych fragmentach całą jedenastką przebywali w okolicach lub w swoim polu karnym. Niewiele brakowało, by w 27 min. żółto-czerwoni uzyskali jednak prowadzenie, lecz po zagraniu Kamila Mańkowskiego, piłki nie zdołał sięgnąć Jakub Jakóbczyk. W 33 min. Ślęza dopięła swego. Maciej Firlej z rzutu wolnego uderzył obok źle ustawionego muru, a piłka po koźle zaskoczyła bramkarza gości i wylądowała w siatce. Do przerwy niewiele się już działo pod obydwoma bramkami, a warty odnotowania jest tylko potężny, lecz niecelny strzał z dystansu oddany przez Adriana Repskiego.

Tuż po wznowieniu gry po podaniu Jakóbczyka znakomitą okazję zmarnował nie trafiając w światło bramki Kornel Traczyk. Do głosu coraz bardziej zaczęli dochodzić goście, którzy zepchnęli wrocławian, do momentami głębokiej defensywy. Kilka razy mocno się zakotłowało w polu karnym gospodarzy, ale za każdym razem wrocławscy obrońcy potrafili wyekspediować piłkę do przodu. Skra atakowała, ale też bardzo rzadko jej piłkarzom udawało się dojść do pozycji strzeleckich. Groźnie, acz niecelnie uderzył w 61 min. z dystansu Piotr Nocoń. Z drugiej strony boska ponownie z rzutu wolnego przymierzył Firlej, lecz tym razem piłka wylądowała w rękach Łukasza Krzczuka. Szkoda też doskonałej kontry przeprowadzonej przez Traczyka. Gdyby piłkarz ten zagrał do nieobstawionego Jakuba Berkowicza, to być może mielibyśmy powody do radości, lecz niestety wstrzymał on akcję i zagrał w zupełnie innym kierunku. Gdy sędzia pokazał, że dolicza 3 min. byliśmy już bardzo blisko szczęścia. Czar prysł po sytuacji opisanej na początku relacji, po jedynym celnym strzale jaki oddała Skra przez cały mecz.

Patrząc na przebieg tego spotkania i klasę częstochowskiego zespołu powinniśmy ten punkt szanować. Inaczej byśmy jednak do tego podeszli, gdyby goście, którzy swoją postawą na punkt zasłużyli, zdobyli go w normalnych okolicznościach. Najlepszym podsumowaniem tego meczu niech będzie jedno słowo, które wypowiedział członek sztabu trenerskiego Skry do trenera bramkarzy Ślęzy – Marcina Herca. Było to słowo – sorry.

Nie możemy się dziś cieszyć z piątego z rzędu zwycięstwa, ale seria pięciu meczów bez porażki też ma swoją wymowę. Borykająca się z dużymi problemami kadrowymi Ślęza, wbrew opiniom wypowiadanym na początku sezonu przez sceptyków, daje radę. Młodzi wrocławscy piłkarze w każdym kolejnym meczu zostawiają na murawie serducha i za to im dziękujemy. Żeby tylko ten ich wysiłek nie szedł na marne przez nieodpowiedzialne decyzje arbitrów. Tego sobie, a także wszystkim innym drużynom III ligi życzymy.

ŚLĘZA WROCŁAW – SKRA CZĘSTOCHOWA 1:1 (1:0)

1:0 Firlej 33′
1:1 Nocoń (karny) 90+2′

Ślęza – Gorczyca, Repski, Mańkowski, Bohdanowicz, Firlej, Traczyk (83’Jarczak), Kluzek, Jakóbczyk (78’Berkowicz), Łątka, Wdowiak, Małecki
rezerwa – Malisz, Lasota, Sakwa, Stempin
nieobecni – Matusik, Niewiadomski (kontuzje), Molski (kartki)
Skra – Krzczuk, Woldan, Mastalerz, Nocoń, Musiał (58’Kowalczyk), Napora (76’Olejnik), Rumin (66’Kowalski), Niedbała (58’Brzęczek), Obuchowski, Ogłaza, Holik
rezerwa – Kosut, Krupa, Piątkowski

Sędziowali – Robert Parysek oraz Łukasz Sobiło i Grzegorz Nalepa (Głogów)
Żółte kartki – Wdowiak (Ślęza), Mastalerz, Holik (Skra)
Widzów – 100