Przełamanie po horrorze
W meczu 31. kolejki rozgrywek Betclic III Ligi (grupa 3), Ślęza Wrocław wgrała ze Stilonem Gorzów Wlkp. 3:2.
Długo by trzeba poszukać w archiwach, by znaleźć tak fatalną passę Ślęzy Wrocław w domowych meczach. Przypomnijmy, że po raz ostatni na własnym boisku 1KS wygrał 31 października 2024 roku, a ostatnią bramkę u siebie strzelił w 90 min. meczu z Odrą Bytom Odrzański, który odbył się 15 listopada. Łatwo zatem obliczyć, że przed starciem ze Stilonem, Ślęza nie strzeliła bramki we Wrocławiu przez 540 minut. Dziś wreszcie możemy zapomnieć o tych czarnych seriach i cieszyć się z przełamania. Co też ogromnie ważne, to przełamanie nastąpiło w jakże ważnym meczu, który może mieć duży wpływ na sytuacje na dole tabeli, a co zatem idzie, na degradację z III ligi.
W ostatnich meczach nie pisaliśmy o brakach kadrowych w naszej drużynie, żeby nie szukać usprawiedliwienia słabych wyników. Wystarczy jednak spojrzeć na składy w pierwszych meczach rudny wiosennej i porównać je z tymi w ostatnich starciach. Każdy, kto choć trochę orientuje się w trzecioligowych realiach, zdaje sobie sprawę z jakimi problemami musiał radzić sobie trener Grzegorz Kowalski. Dziś też nie było pod tym względem lepiej, ale trzeba było grać tym co się ma i po raz drugi z rzędu zagrało pięciu juniorów, w tym czterech w podstawowej jedenastce.
Jeden z tych juniorów, już w 3 min. otworzył wynik. Był to Jakub Zawadzki, który huknął nie do obrony po wrzutce Roberta Pisarczuka z rzutu wolnego. Po objęciu prowadzenia, Ślęza wciąż miała inicjatywę, czego efektem był drugi gol. W 15 min. niespełna 16-letni Karol Chmielewski, przeprowadził znakomitą akcję lewą stroną i wyłożył piłką jak na patelni Przemkowi Marcjanowi, który tej okazji nie zaprzepaścił. W kolejnych minutach widać było determinację w poczynaniach obydwu zespołów, za to niewiele było sytuacji podbramkowych. Częściej, ale bardzo niecelnie, uderzali wrocławianie. W 34 min. Stilon złapał kontakt, gdy w ogromnym zamieszaniu podbramkowym, piłka wpadła do siatki, po strzale … no właśnie kogo. Trudno to rozstrzygnąć. Pytając arbitra w przerwie mecz komu zapisał gola, odpowiedział, że chyba była to bramka samobójcza, ale kto skierował piłkę do siatki, już powiedzieć nie umiał. W każdym razie gol został strzelony i do przerwy Ślęza prowadziła 2:1.
Po zmianie stron Stilon uzyskał optyczną przewagę, lecz choć często przebywał w okolicach pola karnego gospodarzy, praktycznie strzały gorzowian można było policzyć (i to przez cały mecz) na palcach jednej ręki. W 50 min. groźne uderzył z dystansu Olaf Nowak, ale nie na tyle by zaskoczyć bramkarza żółto-czerwonych. Ślęza była bardzo bliska strzelenia kolejnego gola w 56 min. gdy niewiele pomylił się uderzając głową, Błażej Jakóbczyk. W 68 min. po brutalnym faulu, nie odgwizdanym przez arbitra, kontuzji doznał jeden z liderów 1KS-u, Robert Pisarczuk, który musiał opuścić boisko. To jeszcze bardziej skomplikowało sytuacje kadrową naszego zespołu. Tymczasem Stilon szukał wyrównującego trafienia i znalazł je w 78 min. po trafieniu swojego najlepszego strzelca, doświadczonego Emila Drozdowicza. Remis w tym meczu nie dawał za wiele żadnej z drużyn, ale w końcowych fragmentach można było odnieść wrażenie, że gorzowian zadowala podział punktów, w przeciwieństwie do wrocławian. Ślęza raz za razem szukała okazji do przechylenia szali zwycięstwa na swoją stronę. W 80 min. Marcjan uderzył w środek bramki, wprost w golkipera Stilonu. W 88 min. dobrą okazję zmarnował Sebastian Jezierski. W 90 min. wydawało się, że wszystko skończy się po naszej myśli, gdy do wykonania rzutu karnego, podyktowanego za faul na Kamilu Olku, podszedł Mateusz Kluzek. Niestety nasz kapitan uderzył na dobrej wysokości dla bramkarza, by ten mógł popisać się skuteczną interwencją, co też Szymon Czajor uczynił. To jednak nie był jeszcze koniec meczu, bowiem arbiter doliczył jeszcze 5 minut. Gdy ten czas już upływał (słyszeliśmy podpowiedź sędziego bocznego, że jeszcze 10 sekund) po wrzutce Jakuba Jabłońskiego w pole karne i dużym w nim zamieszaniu, Afonso oddał strzał, po którym utonął w objęciach kolegów, a sędzia nie wznowił już gry.
Dwa z rzędu zwycięstwa bardzo poprawiły sytuację żółto-czerwonych, choć jeszcze tak do końca spokojni być nie możemy, co brzmi paradoksalnie przy 46. zdobytych punktach. Trzeba jeszcze coś do nich dołożyć, w pozostałych trzech meczach, w których nasz zespól zmierzy się z zespołami, które już definitywnie pożegnały się z III ligą.
ŚLĘZA WROCŁAW – STILON GORZÓW WLKP. 3:2 (2:1)
1:0 Zawadzki 3′
2:0 Marcjan 15′
2:1 ? (samobójcza) 34′
2:2 Drozdowicz 78′
3:2 Afonso 90+5′
Ślęza – Kozioł, Chmielewski (68’Vinicius), Pisarczuk (68’Olek), Jakóbczyk (84’Jezierski), Marcjan, Jabłoński, Kluzek, Afonso, Zawadzki, Kozik, Kifert
rezerwa – Sypniewicz, Toboła, Bagiński, Tyczka, Bieńkowski, Kotlarz
Stilon – Czajor, Becker, Wenerski, Demianenko, M.Kaczor, J.Kaczor, Bohdanov (84’Kurlapski), Kaniewski (56’Siwpzad), Drozdowicz, Żendełek, Nowak
rezerwa – B.Szymaniukm Marciniak, Szyszka, Smuniewski, J.Szymaniuk
Sędziowali – Tomasz Tatarzyński (Poznań) oraz Krzysztof Paluczek i Aleksandra Masłowska
Żółte kartki – Chmielewski, Pisarczuk, Afonso – J.Kaczor, Kurlapski
Widzów – 100